O PASTUSZCE GERTRUDZIE
Dawno temu, bo w XIII wieku, mieszkało w Szczecinie ubogie małżeństwo z malutką córeczką. Żyli skromnie, ale radość zawsze panowała w ich domu. Niestety, niedługo. Mężczyzna zmarł, a kobieta po paru latach ciężko się rozchorowała. Ich młodziutka córka, Gertruda, musiała iść na służbę, by matce zapewnić kąt do spania, coś do jedzenia, a także od czasu do czasu lekarstwa. Niewiele jednak umiała, więc kiedy bogaty gospodarz przyjął ją do pasienia gęsi, odetchnęła z ulgą. Biedna dziewczynka znalazła się daleko od domu. Tęskniła za matką, ale widywać ją mogła bardzo rzadko. Każdy grosz odkładała dla swojej mateńki, a wieczorami, kiedy znużona wracała z pastwiska, wspominała krótkie chwile szczęścia. Patrząc na ptaki zazdrościła im, że mają gniazda, że mają dokąd wracać.
Gospodarz był bardzo surowy i ustawicznie ją ganił, choćby nie wiem jak się starała. Zrzedliwa gospodyni wiecznie gderała, że dziewczyna nic nie robi. Łatwo było wyładowywać złość na potulnej i milczącej pastuszce, której nie miał kto bronić. Szybko stała się przedmiotem kpin całej służby. Nikt nie rozumiał samotnej, stroskanej i wiecznie rozmarzonej dzieweczki. Była dla nich dziwadłem.
Pewnego dnia dowiedziała się, że jej ukochana mateczka rozchorowała się jeszcze bardziej. Ze łzami w oczach błagała gospodarza, by pozwolił jej odwiedzić chorą w Szczecinie, odległym od gospodarstwa o 2 mile. W końcu gospodarz warknął:
Cóż ty sobie wyobrażasz, dziewucho, że dla twojego widzimisię gęsi będą cały dzień chodzić głodne? Jak chcesz, to możesz po powrocie z pastwiska polecieć do domu. Ale rano, jeszcze przed wschodem słońca musisz być z powrotem. Jeżeli nie zdążysz, wezmę inną gęsiarkę. Pełno jest chętnych na twoje miejsce.
Biedna Gertruda chętnie by odeszła z tego nieprzyjaznego domu, ale cóż wtedy by poczęła? Z czego by żyły, ona i jej matka? I tak oto zmęczona po całym dniu pracy znalazła się sama na drodze. Późnym wieczorem szła przez las, gęsty i bezludny. W jednej ręce trzymała kijek pasterski, a w drugiej malutkie zawiniątko z kromka czarnego chleba. Wkrótce ostatnie promienie słońca po raz ostatni ozłociły liście drzew i znikły. Zapadła ciemność. Jeszcze gdzieniegdzie zakwilił ptaszek, rozbrzmiał szum skrzydeł, zaszeleścił zajączek umykający do norki i zapanowała cisza. Dziewczyna odważnie biegła naprzód. Tęsknota za matka i niepokój dodawały jej skrzydeł. Cieszyła się, że już niedługo uściśnie mateczkę i wierzyła, że dobry Bóg ich nie opuści, że zdrowie mateczki się poprawi.
Po pół mili takiego biegu poczuła się wyczerpana, a stopy piekły niemiłosiernie. Siadła więc pod drzewem przy strumyku, zdjęła buty i wysypała z nich kamienie. Zanurzyła nogi w wodzie, by trochę je ochłodzić i poranionym stopom trochę ulżyć. Złożyła ręce i zmówiła wieczorna modlitwę. Nagle usłyszała za sobą ciężkie kroki. Serce jej załomotało, a wyobraźnia przywołała wszystkie historie o rozbójnikach, jakie kiedykolwiek słyszała. Była taka głodna, ale ze strachu upuściła kromeczkę chleba, zerwała się na nogi i pognała w las. Bose, pokaleczone stopy nie chciały jej dłużej nieść. Musiała się zatrzymać. Stała cichutko wstrzymując oddech, a kroki były coraz bliżej. W końcu usłyszała uprzejmy i sympatyczny
głos: Nie biegnij tak, dziecko!
Podniosła strwożony wzrok i mimo ciemności dojrzała, że tuż przed nią stał zgarbiony, stary mężczyzna z dobrotliwymi oczami. Na plecach dźwigał ciężki kosz.
- Nie musisz się mnie obawiać, córeczko ~- powiedział. - Ale co też ty robisz sama o tej porze w lesie?
Rozpłakała się Gertruda i opowiedziała mu wszystko: jak ciężko musi pracować, jak martwi się chorobą matki i jak bardzo za nią tęskni. Dzielna dziewczynka - mruknął starzec i głośniej dodał: - Nie martw się! Kto dobry i pobożny jest, a swoich rodziców szanuje, tego Bóg błogosławi i nie
zostawi bez pomocy w potrzebie.
Od tej chwili wędrowali we dwoje. Raźniej się zrobiło dziewczynie, że ma towarzysza w tym pustkowiu. Staruszek zaczął odczuwać trudy wędrówki, coraz częściej się zatrzymywał. Coraz dłużej musiał odpoczywać. W końcu upadł przytłoczony ciężarem bagażu. Gertruda, chociaż sama ledwo szła, wzięła kosz na plecy i zaniosła do jego zagrody, która na szczęście była już niedaleko.
Dziecko, odpocznij w chacie z godzinkę - wysapał staruszek. - Jeżeli nabierzesz sił, szybciej pobiegniesz.
Nie musiał jej długo namawiać. Była taka utrudzona, tak ją bolały stopy, a żona staruszka tak serdecznie ją przyjęła. Została. Wypiła kubek gorącego mleka i położyła się na wygodnym miękkim łóżku.
- Odsapnę z pół godzinki - rzekła Gertruda. - Dłużej nie mogę leniuchować. Skoro świt muszę rozpocząć pracę u gospodarza.
Staruszkowie ze smutkiem pokręcili głowami, a dziewczyna ledwie przyłożyła głowę do poduszki, natychmiast usnęła.
Śpi i śni. Śni, że skromna izba staruszków rozbłyska światłem i pojawia się jasna postać ze skrzydłami. Postać podobna do Archanioła Gabriela, o którym czytała w Biblii.
-Ponieważ jesteś taką dobrą córką - powiedział anioł - jeszcze na ziemi spotka cię nagroda. - Wyciągnął rękę, ujął dziewczynę za dłoń i rzekł - Pójdź za mną!
Powiódł ją do ogrodu i zatrzymał się w jego prawej części przy ogrodzeniu. Tuż obok muru ciemniała dziura w ziemi. Gertruda pochyliła się i weszła w ten otwór. Po kilku krokach oślepiło ją niesamowite światło. To lśnił ukryty skarb: złote klejnoty, perły, kamienie szlachetne, złote i srebrne monety, złota korona oraz inne drogocenne przedmioty. Anioł podniósł koronę, włożył na głowę Gertrudy i. .. I w tym momencie dziewczyna się obudziła. Struchlała. Za oknem światło. Dobrzy staruszkowie nie mieli sumienia jej obudzić. Spała tak głęboko, tak błogo się uśmiechała. W swojej naiwności sądzili, że nic się nie stanie, jeżeli dziewczyna wróci na służbę dzień później. Nie wierzyli, że gospodarz może być aż tak okrutny i to kochane dziecko pozbawić kawałka chleba, czyli pracy. Tę kochaną dziecinę, której jasne włosy złociło poranne słońce.
Gertruda zerwała się pośpiesznie z posłania i rzekła:
- Teraz szybko do mateczki! Muszę zobaczyć, jak się czuje. Muszę choć na chwilę przytulić się do niej. A potem, Boże miej mnie w opiece, wrócić do gospodarza. Choć nie wiem, czy będę miała po co wracać. Gospodarz pewnie spełni swą groźbę i wyrzuci ze służby. Cóż ja nieszczęsna pocznę? Jak pomogę chorej mateczce? - I rozszlochała się.
Staruszkowie pogłaskali głowę zatroskanej dziewczyny i wyszeptali:
- Panie Boże, bądź litościwy dla tego biednego dziecka. Pozwól jej wreszcie odrobinę spokoju i szczęścia zaznać. - A do Gertrudy rzekli: - Chodź dziecino. Wyjdziesz przez ogród. To krótsza droga - i podreptali wśród kwiatów do bramy.
Serce Gertrudy załomotało, przez głowę przemknęła radosna myśl, kiedy ujrzała prawą część ogrodzenia. Wszystko w ogrodzie: drzewa, kwiaty, stara altanka i kawałek muru, a przy nim niewielkie wgłębienie, wyglądało tak samo jak we śnie. Stanęła niezdecydowana i spojrzała pytająco na staruszków. Potem z bladą twarzą wpatrywała się w miejsce, gdzie we śnie, tuż przy murze, było tajemne wejście. Stała jak zahipnotyzowana i opowiadała swój sen. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że mówi. Staruszek nie namyślając się przyniósł łopatę, a dziewczyna zabrała się do powiększenia widocznego zagłębienia. Niedługo kopała. Łopata uderzyła w coś twardego. Po chwili ukazała się wielka skrzynia. Wieko dało się łatwo otworzyć. I wtedy, o Boże, zamigotało, rozbłysło! To w słońcu zalśnił skarb, taki samiuśki jak we śnie.
Staruszkowie nie mieli żadnej rodziny, z radością więc przygarnęli Gertrudę i jej matkę. Teraz żyło im się dostatnio. Świeże powietrze, dobre jedzenie, brak trosk i obecność ukochanej córki przywróciły zdrowie matce Gertrudy.
Kiedy staruszkowie, a potem, po latach, matka Gertrudy pożegnali się z życiem doczesnym, dziewczyna pozostała sama. Ale nie miała czasu użalać się nad sobą. Ubodzy i chorzy zajmowali jej każdą wolna chwilkę: była ich wielka dobrodziejką.
Na pamiątkę pięknego snu i w podzięce Panu Bogu Wszechmogacemu wybudowała Gertruda kościół na Łasztowni. Na Łasztowni, bo tu po raz pierwszy spotkała się z życzliwością dobrych ludzi. Kościół był piękny, a ołtarz zdobił anioł ze snu bosonogiej pastuszki. Wdzięczni mieszkańcy Łasztowni nadali kościołowi imię fundatorki, a także umieścili w nim jej portret.
Anna Vogel
Clara Vogel
Anna Malejka - Wyśniony skarb. Podania, legendy i baśnie o Szczecinie

