BOGACTWO BURMISTRZA JAGETEUFLA
W ostatnich dniach 1412 roku zmarł w Szczecinie burmistrz tego miasta - Otto Jageteufel. Jego śmierć zasmuciła wszystkich mieszkańców, gdyż był powszechnie szanowany i lubiany. Do Szczecina przybył jako młody, ubogi czeladnik szewski. Pracowity młodzieniec od pierwszych dni ciężko harował i wkrótce osiągnął dobrobyt. Ale nawet jako zamożny majster pamiętał o pierwszym, zarobionym w pocie czoła, odłożonym do kufra guldenie. Nigdy nie zapomniał, jak smutne jest życie, gdy głód i ziąb są nieodłącznymi towarzyszami.
Kiedy Jageteufel, z gołego jak święty turecki wędrownego czeladnika, wreszcie został jednym z bogatszych ludzi w mieście, wybudował okazały dom. Minęło niewiele czasu, a Jageteufel budował drugi budynek i przemyśliwał o kolejnym. Nie trudno zgadnąć, że mieszkańcy Szczecina byli bardzo zaintrygowani taką szybką i pomyślną odmianą losu. Próbowali wiec rozwiązać zagadkę. Znali jego pracowitość i oszczędność, szacowali jego dochody, dodawali, odejmowali, ale nic im z tych rachunków nie wychodziło. Łamaliby sobie głowy jeszcze długo, gdyby któregoś dnia nie obiegła miasta, wreszcie zaspokajającą ich ciekawość, taką oto opowieść:
Pewnej ciemnej nocy usłyszał Otto Jageteufel we śnie tajemniczy głos:
Jeżeli chcesz być bogaty, idź jutro o świcie na Most Długi!
Takiej okazji żaden biedny szewc by nie przepuścił, więc zjawił się młody Otto punktualnie na moście. Stanął i czekał, nie wiedział wprawdzie na co lub na kogo, ale czekał! Kombinował, że może pojawi się jakiś mężczyzna z mocno wypchaną sakiewką, z której uszczknie nieco pieniędzy dla niego, a może w ogóle nie będzie miał żadnej sakiewki, a tylko wiadomość o ukrytym skarbie. Na takich rozmyślaniach minął mu czas do południa i zaczynał się niecierpliwić. W końcu zniechęcony daremnym czekaniem, zawrócił gwałtownie i nie patrząc przed siebie ruszył do domu. Ale nie uszedł daleko, gdyż z wielkim impetem zderzył się ze swym dobrym znajomym - Piotrem Kaleńskim. Kum ów, podobnie jak wielu dziwaków spacerujących po moście, już od dłuższego czasu obserwował Jageteufla i zastanawiał się, czego on na tym moście szuka. Biedny szewc opowiedział mu o swoim śnie i nadziei z nim związanej. Znajomy roześmiał się i rzekł:
- Dzisiaj, kiedy ty na most, ja do Pacholąt iść miałem, dobrą milę za Gryfino. Tam spod kamienia miałem wydobyć skarb. Ale co to, głupi jestem, żeby się za zwidami sennymi uganiać? Oj, chłopie, za mądrzejszego cię miałem! - zreflektował się jednak, spojrzał na niewyraźną minę Jageteufla i zamruczał przepraszająco: - A co tam! Chodźmy i opijmy szklaneczką gorzałki te błazenadę.
Nie chciał sprawić przykrości szewc kumowi, bo szczera była z niego dusza, choć gębę miał niewyparzoną, więc poszedł z nim do karczmy. Ale siedział milczący i zamyślony - nie dawały mu spokoju te dwie historie senne i skarb z Pacholat. Przez kilka dni dręczył go niepokój. A jeżeli to nie są żadne głupstwa i zaprzepaści swoje szczęście? Wreszcie poddał się i wyruszył w drogę do wsi. A tam pod wielkim kamieniem odnalazł skarb, z którego o mało nie zrezygnował, kiedy Kaleński wydrwił jego wiarę w sny. Przez tę jedną noc nie tylko wzbogacił się, ale i bardzo zmądrzał. Majątku nie roztrwonił, ale umiejętnie powiększył. A kum Kaleński od czasu do czasu otrzymywał dobrze wypchana sakiewkę od tajemniczego dobroczyńcy i nigdy się nie dowiedział, kim był ów anonimowy ofiarodawca.
Po kilku latach Otto Jageteufel został burmistrzem Szczecina. Stał się także szczodrym opiekunem sierot. Przeznaczył sporą sumkę na szkołę dla biednych chłopców, a utworzona przez niego fundacja zapewniała wielu z nich nie tylko naukę, ale i dach nad głową, i wyżywienie. Pamięć o Kolegium Jageteułla, bo tak zwano tę szkołę, przetrwała wieki.
Erich Sielaff
Anna Malejka - Wyśniony skarb. Podania, legendy i baśnie o Szczecinie

