DlABELSKI KAMIEN POD PILCHOWEM
W Puszczy Wkrzańskiej, w pobliżu Pilchowa, leży okazały głaz o długości około 2,20 m i szerokości - 1,15 m. Jest to kamień diabelski. Od strony południowej ma pokaźne wgłębienie, a od zachodniej - odciśnięte ślady trzech kopyt końskich. Jedno z tych kopyt jest znacznie większe od pozostałych. Na środku kamienia widać tajemnicze kreski. W tradycji ludowej zachowało się wiele legend o tym kamieniu. A oto trzy z nich.
We wsi leżącej w niewielkim oddaleniu od diabelskiego kamienia mieszkali dwaj bracia. Żyli zgodnie do czasu, gdy zakochali się w tej samej dziewczynie. Żaden z nich nie chciał ustąpić, więc kłócili się niemiłosiernie. Nienawiść między braćmi narastała z dnia na dzień, aż w końcu postanowili stoczyć pojedynek, którego zwycięzca poślubi dziewczynę. Umówili się na spotkanie przy diabelskim kamieniu. Niestety, złe moce panujące w tym miejscu sprawiły, że bójka stała się tak zażarta, iż jeden z nich zginął. A starszy, jako zwycięzca, bez przeszkód ożenił się z wybranką serca - przyczyna bratobójczej walki. Ale, jak powiadają ludzie, było to bardzo nieszczęśliwe małżeństwo, a od troski kłopotów nie mogli się opędzić.
Druga legenda głosi, że dawno, dawno temu, mieszkało w Osowie czterech braci. Jeden był dobry, szlachetny i pracowity, a trzej zachłanni, zawistni i źli. Sola w oku był im dostatek dobrego brata, więc uradzili zgładzić go, a jego majątkiem się podzielić. Jak postanowili, tak zrobili. Zwabili go w pobliże diabelskiego kamienia i tam jeden z nich go zabił. Nagle pojawił się diabeł, pochwycił mordercę i roztrzaskało diabelski kamień. Po czym z takim impetem miażdżył bratobójcę,że w skale odcisnęły się jego diabelskie kopyta, bardzo do końskich podobne. A pozostali bracia? No cóż, nie przyniósł im szczęścia majątek brata. Wszystkie zwierzęta padły od jakiejś tajemniczej zarazy, zboża na polach zniszczyły szkodniki, a chałupa spłonęła wraz z całym dobytkiem. Wkrótce, biedni jak myszy kościelne, wyruszyli w świat.
Trzecia legenda opowiada o dwóch pasterzach. Jeden był z Pilchowa, a drugi z Osowa. Zeszli się kiedyś przypadkowo na granicy rozdzielającej dobra jednej wsi od drugiej i wszczęli spór o nią. Obaj twierdzili, że granica powinna przebiegać winnym miejscu, oczywiście zawsze z korzyścią dla argumentującego i zawsze przysparzając jego wsi choć parę centymetrów pól, lasów czy też łąk. Jakich to oni nie nawymyślali powodów do przesunięcia owej, ich zdaniem spornej,granicy. W końcu jeden z nich, ten, który najwięcej pokrętnych i fałszywych wymyślił argumentów, w ferworze kłótni zakrzyknął:
- Jeżeli ta granica nie powinna przebiegać tędy - na poparcie słów wbił mocno obcas w wyimaginowaną linię graniczną - to niech mnie diabeł porwie!
Zahuczało, zaszumiało i nim zdążyli mrugnąć okiem, stanął przed nimi wysłannik piekieł w swej ludzkiej postaci. Chwycił kłamliwego pasterza, tego, który go wezwał, za gardło, uniósł w powietrze i przeniósł na właściwą granicę, a mianowicie na miejsce, gdzie kamień diabelski leżał. Tu cisnął nim z całej mocy o kamień. Potem jeszcze wielokrotnie łapał go w swe pazury i walił nim o skałę tak, jakby chciał zatrzeć po nim wszelki ślad. Ale przeliczył się diabeł. Zdarzenie to zostało na wieki utrwalone. Z takim impetem ciskał biednym pasterzem, że na kamieniu odcisnęły się: kopyto diabła, głowa i ręka pasterza oraz pięć drutów do robienia swetrów, które nieszczęśnik niósł swojej matce. Te pięć drutów, to owe tajemnicze kreski na środku kamienia.
Alfred Haas
Anna Malejka - Wyśniony skarb. Podania, legendy i baśnie o Szczecinie

