ŚMIERĆ OTTONA III
W roku 1464 na Pomorzu szalała dżuma i zebrała bogate żniwo. Ofiarą zarazy padł także ostatni z rodu książąt szczecińskich - Otton III. Ten młody, zaledwie dwudziestoletni mężczyzna, rozstał się z życiem przedwcześnie i nie zapewnił ciągłości rodu. Nie miał potomków. Wśród prawych mieszkańców Pomorza zapanowała głęboka żałoba, do której dołączył wielki niepokój, gdyż coraz jawniejsze były zabiegi elektora brandenburskiego o przyłączenie Księstwa Szczecińskiego do Brandenburgii. Nie chcieli Pomorzanie obcej władzy, ale niestety, nie wszyscy. Byli i tacy, którzy śnili o potędze i świetności pod obcymi skrzydłami. A najgorliwszym stronnikiem elektora był Albrecht Glinden, pochodzący z Marchii. I chociaż jako burmistrz Szczecina przez lata pomyślnie przewodził obywatelom miasta, to jednak dobro dawnej ojczyzny stawiał wyżej niż obecnej. Doceniał jego zasługi elektor, udzielał poparcia i wszelkiej pomocy.
Nadszedł dzień pogrzebu Ottona lll. W kościele zamkowym zgromadzili się przy grobowcu żałobnicy. Spuszczono trumnę. Zaległa cisza, w której słychać tylko było modlitwę klęczącego kapłana. ] nagle, zupełnie niespodziewanie, wystąpił z tłumu Albrecht Glinden. Niósł tarcze i miecz zmarłego pana tej ziemi, po czym wrzucił je do grobu. Lśniąca klinga padając uderzyła w tarczę, a cichy dźwięk, który wydała, zabrzmiał jak jęk rozpaczy. A potem już nic nie było słychać i tym donośniej rozległ się głos burmistrza:
Tu spoczęło nasze księstwo! Tu spoczął nasz szczeciński władca i na nim ród książęcy wygasa! - i tryumfalnym wzrokiem powiódł po zgromadzonych, notując w pamięci reakcje na swoje słowa.
Stali przygnębieni żałobnicy w milczeniu. Nikt nie miał odwagi podnieść głowy i spojrzeć nawet na najbliższego przyjaciela, a groźne słowa burmistrza wisiały w powietrzu. A w głowach kołatało jedno pytanie - co będzie dalej?
Czas wlókł się niemiłosiernie. Wreszcie ksiądz wydał polecenie zamknięcia grobowca. Wtedy, z głębi tłumu, przecisnął się do przodu rycerz Franciszek von Eichstadt i do grobu zmarłego księcia wskoczył. Chwycił za oręż, z całej mocy uderzył mieczem w tarcze i zakrzyknął:
-To kłamstwo! My mamy jeszcze prawych dziedziców tej ziemi! Żyją jeszcze książęta z linii wołogoskiej, którzy krewnymi naszego księcia są i do tego miecza, i do tej tarczy prawo mają!
Tak za sprawą donośnego głosu rozsądku, szlachetnego czynu i lśniącego miecza, ogromny ciężar spadł z serc zgnębionych żałobników. A kiedy rycerz wydostał się z grobowca, otoczyli go przyjaciele i mocno dzierżącego symbole władzy wyprowadzili z kościoła. Stronnicy elektora posępnym wzrokiem popatrywali za nimi.
Upłynęło jeszcze dużo wody w Odrze, nim władzę w Księstwie Szczecińskim, po ciężkich walkach z elektorem, objęli prawowici spadkobiercy Ottona III. Ale jedno jest pewne, że gdyby nie męstwo i odważny skok do grobu rycerza Franciszka von Eichstadta, mogłoby do tego nie dojść.
Erich Sielaff
Anna Malejka - Wyśniony skarb. Podania, legendy i baśnie o Szczecinie

