top of page

SZLAKIEM PIĘKNEJ CZAROWNICY

Sydonia von Borck urodziła się około 1548 roku w rodzinnym majątku w Strzmielach. Dzisiaj w dworze mieści się ekspozytura Archiwum Państwowego w Szczecinie. Miejsce to w czasach Sydoni nazywane było Wilczym Gniazdem, trudno się więc dziwić, że rodziły się tu panny o twardych charakterach.

A młoda Borckówna była wyjątkowa. Najpiękniejsza na Pomorzu, odebrała dużo wyższe niż przeciętna szlachcianka, wykształcenie. Od dziecka wyróżniała się bystrym i dociekliwym umysłem. Świadoma swoich wdzięków, wzbudzała zainteresowanie wielu mężczyzn. Mierzyła jednak wysoko.

Mogła mieć około 16-17 lat, kiedy została dwórką na zamku Filipa I, gryfickiego księcia. Filip miał syna, Ernesta Ludwika. Chłopak był przystojny, czekała go świetlana przyszłość, był jednym z kandydatów do książęcego tronu.

Sydonia, pierwszy raz w życiu, zakochała się bez pamięci. Uczucie spotkało się z wzajemnością i młody mężczyzna wyznał wkrótce nie tylko miłość, ale obiecał też małżeństwo. Borckówna, nie bacząc na ostrzeżenia, przyjęła oświadczyny.

Obydwoje byli pewni, że takie uczucie przetrwa wieki. Nie wzięli pod uwagę tylko jednego. Ernest Filip nie otrzymał zgody na poślubienie osoby niższego stanu i szybko wycofał się z wcześniejszej obietnicy. Dla Sydonii był to prawdziwy cios.

Pierwsze uczucie, jakiego doświadczyła, okazało się również ostatnim. Zrezygnowana, opuściła książęcy dwór, zaś jej życie zamieniło się od tego czasu w pasmo nieszczęść.

 

Piękna Sydonia miała zaledwie 20 lat, kiedy zmarła jej matka. Dziewczyna w dobrej wierze zrzekła się praw do spadku na rzecz brata. W zamian za to Urlich miał ją utrzymywać i wypłacać rentę. Młody von Borck postanowił się jednak ożenić i Sydonia wraz z siostrą musiały opuścić rodowy majątek.

Nagle stały się przeszkodą dla szczęścia brata. Ulrich przestał interesować się ich losem. Odtąd, przez resztę życia, urodziwa Borckówna musiała dochodzić w sądach swych praw majątkowych. Na ogół bezskutecznie.

Kolejne procesy nie odnosiły spodziewanego efektu. Może roszczenia kobiety wydawały się zbyt natarczywe, a może po prostu sędziowie nie chcieli zadzierać z wpływowym szlachcicem, jakim był Ulrich von Borck. Faktem jest, że przez kolejne lata, sądy patrzyły na zgorzkniałą kobietę coraz mniej życzliwie.

 

Płynęły lata. Sydonia, mimo że coraz starsza, ciągle była atrakcyjną kobietą. Konsekwentnie jednak odrzucała wszelkie oświadczyny. W 1604 roku przepełniona poczuciem krzywdy, przegrana i kompletnie bez pieniędzy, zdecydowała się wstąpić do zakonu.

Finansowany w przeszłości przez rodzinę von Borcków klasztor w Marianowie wydawał się najbardziej odpowiednim miejscem. Dzisiaj działa tam m.in. Stowarzyszenie na rzecz Ochrony Dziedzictwa Marianowa, które kultywuje pamięć o porzuconej piękności. Można tu przyjechać i podziwiać portery Sydonii tworzone podczas licznych plenerów.

 

Niegdyś jednak klasztor w Marianowie dawał schronienie szlachetnie urodzonym pannom i wdowom. Z racji wieku Sydonia została od razu zastępcą przełożonej klasztoru. Mogłaby sprawować tę funkcję przez resztę swoich dni, gdyby na przeszkodzie nie stanął jej wyjątkowy charakter.

Nie mogła pogodzić się z klasztorną pokorą, nie potrafiła spędzać, jak inne siostry, czasu na monotonnej pracy. Do tego się kąpała! A to było bardzo trudne do zrozumienia przez młodsze siostry!

 

Podejrzane było także jej zainteresowania zielarstwem. Poznawała własności rosnących na Pomorzu ziół i wykorzystywała tę wiedzę pomagając cierpiącym. W głębi swej duszy pozostała jednak wrażliwą i dobrą osoba.

Niestety to, co niosło ulgę jednym, budziło zawiść u innych. Siostry zakonne odsunęły się od skorej do sporów i zamkniętej w sobie towarzyszki. Jej zielarskie praktyki, nierozumiane przez innych, skłaniały do przypuszczeń, że to nie zioła leczą chorych. Imienia prawdziwego sprawcy ozdrowień nikt nie śmiał nawet wypowiedzieć. Rosła wokół niej atmosfera wrogości.

 

Konflikt między Sydonią a przełożoną klasztoru z czasem przerodził się w otwartą wojnę.

Ponad 50-letnia Sydonia ciągle miała twardy charakter. Z każdym rokiem twardszy. Zaczęła się odgrażać innym siostrom. W poczuciu bezradności powoływała się na Chima, który miał być jej opiekuńczym duchem.

Pech chciał, że mniej więcej w tym czasie umarła nieprzychylna Sydonii przełożona klasztoru. Nikt nie miał wątpliwości, kto jest winien jej śmierci. 16 października 1612 roku Anna von Apenburg z klasztoru w Marianowie oskarżyła Sydonię o czary.

W XVII wieku za wszelkie zło odpowiedzialny był szatan. To on powodował nieurodzaj, pomór czy śmierć bliskiej osoby. Niewiele jednak mógł zdziałać sam. Wierzono, że pomagały mu czarownice.

 

Prawo pozwalało każdemu wnieść oskarżenie przeciwko osobie podejrzanej o czary. Często bywał to sposób na pozbycie się niewygodnej osoby, a szansa na oczyszczenie się z zarzutów była minimalna. Szczególnie gdy podejrzaną była stara, bezbronna kobieta.

Sydonię von Borck oskarżano o wiele przestępstw, ale jedno było wyjątkowo ciężkie. Miało bowiem polityczny charakter: wzgardzona przed laty przez księcia Ernesta Ludwika, używając czarów, przeklęła książęcy dom. Rzucona klątwa zaowocowała bezpotomną śmiercią Bogusława XIV, ostatniego z rodu Gryfitów. Było to ostatecznym końcem dynastii. Pomorze przeszło w ręce Brandenburgii.

18 października 1619 roku szlachciankę aresztowano i przewieziono do więzienia w zamku Oderburg koło Szczecina. Początkowo "czarownica" odpierała  absurdalne zarzuty.

 

Niestety, każdy kolejny dzień śledztwa wzbogacał akt oskarżenia. Dla ofiary mrocznej machiny sprawiedliwości nie było już ratunku. Sydonia trafiła w ręce kata, by ten torturami skłonił ją do ostatecznego przyznania się do winy.

Wielomiesięczne uwięzienie, męczenie i ogromna presja psychiczna sprawiły, że zatarły się granice między rzeczywistością a światem wyobraźni. Sydonia uległa w końcu prześladowcom i utraciła wolę walki. Jej los został przesądzony. Wyrok był oczywisty - kara śmierci.

W środku poprzedzającej egzekucję nocy Sydonię odwiedził książę Franciszek, brat księcia Bogusława. Prosił o zdjęcie rzuconej na jego rodzinę klątwy. Być może obiecał ponowne rozpatrzenie sprawy.

 

Odpowiedź Sydonii była kategoryczna: "Klucz i kłódka, na którą zamknęłam klątwę, są nie do wydobycia". Być może w taki sposób zemściła się za doznane krzywdy. Jej oświadczenie miało przypieczętować los dynastii Gryfitów, przypieczętowało też jej własny. Rankiem 19 sierpnia 1620 roku została ścięta. Jej ciało następnie spalono.

 

Miejsce egzekucji Sydonii od lat okryte było złą sławą. Za Bramą Młyńską, przy Kruczym Kamieniu na obrzeżu ówczesnego Szczecina, zazwyczaj wieszano morderców, złodziei i pospolitych rzezimieszków.

Egzekucja tak wysoko urodzonej osoby była niemałą sensacją, mieszkańcy miasta mieli ją w pamięci przez długie lata. Jej śmierć, wbrew woli prześladowców uczyniła Sydonię nieśmiertelną.

 

Narodziła się legenda o pięknej czarownicy, przez którą wygasł władający Pomorzem od wieków ród Gryfitów. Legenda, która żyje do dzisiaj.

Dowodem są leżące niekiedy pod Księgarnią Zamkową - w miejscu, gdzie podobno mieściło się przed laty miejsce straceń - świeże kwiaty.

 

Lidia Kawecka

Onet

by:
Chmurska Agnieszka

Plaga Marta
Stasiak Aleksandra

  • Google+ Clean
  • Twitter Clean
  • White Facebook Icon
bottom of page